„Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie” (1 P 1, 3-4).

Tak pisał św. Piotr w swoim Pierwszym Liście, który uchodzi za pierwszą papieską encyklikę. List ten był skierowany do chrześcijan mieszkających w rozproszeniu w krainach dzisiejszej północnej Turcji. Zupełnie nieoczekiwanie stali się oni ofiarami prześladowań. Święty Piotr, który sam doskonale wiedział, czym one naprawdę są i jak wiele przysparzają lęków i cierpień, w pierwszych słowach swego Listu przypomniał chrześcijanom ich godność – to, że „zostali pokropieni krwią Jezusa Chrystusa” (por. 1 P 1, 2a). Przez sakrament Chrztu zostali włączeni w Jego zbawcze dzieło i uświęceni, duchowo na nowo zrodzeni i obdarzeni przez samego Boga łaską miłosierdzia.

Pierwszym owocem tego miłosierdzia – objawionego przez Chrystusowe Zmartwychwstanie – była i jest żywa nadzieja na osiągnięcie „dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane (…) w niebie”. Na cierpienia, które przeżywamy w teraźniejszości, trzeba zatem patrzeć i je przeżywać w perspektywie przyszłości, sięgającej zbawienia wiecznego. Nadzieja na jej osiągnięcie sprawia, że św. Piotr skierował do chrześcijan znamienne pozdrowienie, które było zarazem jego serdecznym życzeniem: „Łaska wam i pokój niech będą udzielone obficie!” (1 P 1, 2b). W słowach tych słyszymy wyraźne echo pierwszych słów, które Chrystus w dniu swego Zmartwychwstania dwukrotnie skierował do Apostołów, ciągle jeszcze pełnych lęku przebywających w Wieczerniku, którego „drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami” – słów „Pokój wam!” (J 20, 19. 21). Wraz z życzeniami pokoju, którego świat w żaden sposób nie jest w stanie dać człowiekowi, a który pochodzi jedynie od Chrystusa (por. J 14, 27), otwarła się przestrzeń Jego wielorakich łask. Pierwszą z nich była radość ujrzenia w sposób absolutnie niepowątpiewalny Zmartwychwstałego Pana, który Apostołom „pokazał [swe] ręce i bok” (por. J 20, 20a). Drugą łaską był dar Ducha Świętego: „Weźmijcie Ducha Świętego!” (J 20, 22b). To właśnie Jego mocą Apostołowie zostają obdarzeni kolejną łaską – łaską jednania ludzi z Bogiem: „którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 23).

Na koniec objawiła się jeszcze jedna łaska, którą tym razem otrzymał sam tylko św. Tomasz. Nie chciał on uwierzyć w to, że Chrystus naprawdę powstał z martwych. Jednakże po upływie ośmiu dni Pan okazał mu swoje miłosierdzie – św. Tomasz został zaproszony do tego, aby dotknął Jezusowych ran po to, aby odtąd mógł zacząć żyć łaską wiary. „Pan mój i Bóg mój!” (J 20, 28b). Wyznając to, św. Tomasz nie tylko rozpoznawał Zmartwychwstałego Pana, którego widział swoimi oczami, którego słyszał i którego dotykał własnymi rękami, ale równocześnie uznawał w Nim Syna Bożego. Po latach, nawiązując do tego wydarzenia, ale również do późniejszego spotkania ze Zmartwychwstałym Panem, w którym nad Jeziorem Genezaret obok Tomasza wzięli także udział: Szymon Piotr, (…) Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów” (por. J 21, 2), św. Jan Ewangelista pisał w swoim Pierwszy Liście: „[To wam oznajmiamy], co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce – bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione – oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i usłyszeli, abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami. A mieć z nami współuczestnictwo znaczy: mieć je z Ojcem i Jego Synem Jezusem Chrystusem. Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna” (1 J 1, 1-4).

Tak zaczynały się dzieje Kościoła – dzieje tych błogosławionych, „którzy [wprawdzie] nie widzieli, a uwierzyli”, jak to w Wieczerniku powiedział św. Tomaszowi Pan Jezus (por. J 20, 29b). Jednakże w tych samych dziejach Kościoła z woli miłosiernego Boga, nieustannie zatroskanego o wieczne zbawienie swych dzieci, co jakiś czas pojawiają się świadectwa ludzi, którzy wierzyli i na mocy szczególnego Bożego daru także widzieli i którzy swoim doświadczeniem spotkania z Chrystusem dzielili się później z innymi. Do grona tych szczególnie powołanych i wybranych należy św. Siostra Faustyna.

Jej pierwsza wizja Chrystusa nie była wizją Zmartwychwstałego, ale cierpiącego Pana. Było to w Łodzi, podczas zabawy w parku „Wenecja”, latem 1924 roku, gdzie pracowała jako mało komu znana Helena Kowalska. „W chwili, kiedy zaczęłam tańczyć, nagle ujrzałam Jezusa obok, Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami, który mi powiedział te słowa: «Dokąd cię będę cierpiał i dokąd mnie zwodzić będziesz?». W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed oczu moich towarzystwo, w którym się znajdowałam, pozostał Jezus i ja” (Dzienniczek, 9). W przeciwieństwie do św. Tomasza, Helena od razu uwierzyła. Natychmiast pobiegła do najbliższego kościoła, którym była łódzka katedra. Tam, leżąc krzyżem przed Najświętszym Sakramentem, prosiła Chrystusa o bardziej precyzyjne wskazania, co dalej powinna czynić. Wtedy usłyszała słowa: „Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru”. Tak też uczyniła (por. Dzienniczek, 10).

W wizje Siostry Faustyny nie wierzyły natomiast jej siostry ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, zwłaszcza w początkach jej klasztornego życia. Aby przezwyciężyć zasianą w jej sercu niepewność co do prawdziwości spotkania z Chrystusem, „w rannej rozmowie powiedziałam Jezusowi: «Jezu, czy Ty nie jesteś złudzeniem?»”. W odpowiedzi usłyszała: „Miłość Moja nikogo nie zwodzi” (Dzienniczek, 29). Co do tego zawsze była absolutnie pewna. Miłość Chrystusa do człowieka jest przecież najwyższą pewnością. A przy tym, jak pisała, właśnie „wtenczas, kiedy się najmniej spodziewałam, Bóg przemawiał do mnie” (Dzienniczek, 38). Jej wizja z Niedzieli Wielkanocnej 1933 roku w jakiejś mierze przypomina nam spotkanie Apostołów z Chrystusem w Wieczerniku w owym najważniejszym w całych dziejach świata pierwszym dniu tygodnia: „Dziś w czasie rezurekcji ujrzałam Pana Jezusa w wielkim blasku, który zbliżył się do mnie i rzekł: «Pokój wam dzieci moje» i wzniósł rękę i błogosławił. Rany rąk i nóg i boku były niezatarte, ale jaśniejące. Kiedy się spojrzał na mnie z taką łaskawością i miłością, że dusza moja zatonęła cała w Nim – rzekł do mnie – wzięłaś wielki udział w Męce Mojej, dlatego daję ci ten wielki udział w chwale i radości Mojej” (Dzienniczek, 205).

Zwątpienia dotyczące prawdziwości wizji martwiły nie tylko samą Siostrę Faustynę. Były one także powodem cierpień samego Chrystusa. Bolała Go postawa ludzi, których o Jego nieskończonej miłości do nich nie przekonywała nawet Jego Męka (por. Dzienniczek, 50). Stąd też Siostra Faustyna skierowała do Chrystusa prośbę, w której wyraźnie dało się słyszeć echo wyznania św. Tomasza: „Kiedy prosiłam Pana Jezusa o jakiś znak na świadectwo, iż prawdziwie Ty jesteś Bóg i Pan mój i od Ciebie pochodzą te żądania, na to usłyszałam taki głos wewnętrzny: «Dam poznać Przełożonym przez łaski, których udzielę przez ten Obraz»” (Dzienniczek, 51). Tak oto rozpoczynała się historia Obrazu Jezusa Miłosiernego, zwanego również Obrazem Miłosierdzia Bożego, z podpisem, na którym samemu Chrystusowi szczególnie zależało: „Jezu, ufam Tobie” (por. Dzienniczek, 327).

Wraz z mozolnym i długim powstawaniem tego Obrazu Chrystus coraz wyraźniej ukazywał Siostrze Faustynie jej osobistą rolę „sekretarki Bożego Miłosierdzia” (por. Dzienniczek, 1693), a także wagę Święta Miłosierdzia, którego ustanowienia dopominał się przez jej posługę. W Poniedziałek Wielkanocny 1933 roku, tuż po przyjęciu Komunii świętej, usłyszała Jego głos: „Córko Moja – patrz w przepaść miłosierdzia Mojego i oddaj temu miłosierdziu Mojemu cześć i chwałę, a uczyń to w ten sposób – zbierz wszystkich grzeszników z całego świata i zanurz ich w przepaść miłosierdzia Mojego. Pragnę się udzielać duszom, dusz pragnę – córko Moja. W święto Moje – w święto Miłosierdzia, będziesz przebiegać świat cały i sprowadzać będziesz dusze zemdlone do źródła miłosierdzia Mojego. Ja je uleczę i wzmocnię” (Dzienniczek, 206).

To wszystko urzeczywistniło się w dniu 30 kwietnia 2000 roku, w czasie obchodów Wielkiego Jubileuszu narodzin Zbawiciela świata. W przypadającą wówczas 2. Niedzielę Wielkanocną św. Jan Paweł Wielki ogłosił Siostrę Faustynę świętą Kościoła katolickiego, a samą tę Niedzielę „Niedzielą Miłosierdzia Bożego”. Ojciec Święty mówił wtedy: „Doznaję dziś naprawdę wielkiej radości, ukazując całemu Kościołowi jako dar Boży dla naszych czasów życie i świadectwo Siostry Faustyny Kowalskiej. Zrządzeniem Bożej Opatrzności życie tej pokornej córy polskiej ziemi było całkowicie związane z historią XX wieku, który niedawno dobiegł końca. Chrystus powierzył jej bowiem swoje orędzie miłosierdzia w latach między pierwszą a drugą wojną światową. Kto pamięta, kto był świadkiem i uczestnikiem wydarzeń tamtych lat i straszliwych cierpień, jakie przyniosły one milionom ludzi, wie dobrze, jak bardzo potrzebne było orędzie miłosierdzia”.

Niewątpliwie, Jan Paweł II pamiętał, był osobistym świadkiem i uczestnikiem tamtych wydarzeń i tamtych straszliwych cierpień. Dobrze wiedział, jak bardzo wszystkim ludziom potrzebne było wtedy Boże miłosierdzie. Równocześnie swą myślą wybiegał ku przyszłości. Dziś, dokładnie po dwudziestu latach, jego słowa z homilii kanonizacyjnej wydają się prawdziwie prorocze: „Co przyniosą nam nadchodzące lata? Jaka będzie przyszłość człowieka na ziemi? Nie jest nam dane to wiedzieć. Jest jednak pewne, że obok kolejnych sukcesów nie zabraknie, niestety, także doświadczeń bolesnych. Ale światło Bożego Miłosierdzia, które Bóg zechciał niejako powierzyć światu na nowo poprzez charyzmat Siostry Faustyny, będzie rozjaśniało ludzkie drogi w trzecim tysiącleciu”.

W tym roku – roku 2020 – kończy się już druga dekada XXI wieku. Robimy pośpieszny bilans minionych dwudziestu lat. Wiemy, niestety, aż nadto dobrze: ten czas został dogłębnie naznaczony coraz bardziej przerażającymi atakami ślepego terroryzmu, przemocą wojen, wyścigiem zbrojeń, ideologiami zatruwającymi umysły i serca bardzo wielu ludzi, a obecnie zupełnie nieoczekiwanie pandemią koronawirusa. Wszystko to działo się i dzieje w skali globalnej. Dotyka nas wszystkich. Budzi zwątpienie i lęk, u niektórych wręcz przerażenie. W wielu sercach rodzi się pełne niepokoju pytanie: do czego wszyscy zmierzamy? W roku 2000 św. Jan Paweł Wielki mówił na Placu św. Piotra wobec ogromnej rzeszy czcicieli Bożego Miłosierdzia: „Konieczne jest jednak, aby ludzkość, podobnie jak niegdyś Apostołowie, przyjęła dziś w wieczerniku dziejów Chrystusa zmartwychwstałego, który pokazuje rany po ukrzyżowaniu i powtarza: «Pokój wam!». Trzeba, aby ludzkość pozwoliła się ogarnąć i przeniknąć Duchowi Świętemu, którego daje jej zmartwychwstały Chrystus. To Duch leczy rany serca, obala mury odgradzające nas od Boga i od siebie nawzajem, pozwala znów cieszyć się miłością Ojca i zarazem braterską jednością”.

Drodzy Siostry i Bracia!
Mamy już za sobą kilka tygodni zmagań z pandemią. Patrząc obiektywnie na to, co dzieje się w innych krajach Europy i świata, możemy z pewną satysfakcją stwierdzić: wiele udało się nam – jako polskiemu społeczeństwu – w walce z koronawirusem solidarnie osiągnąć. Mam tu na uwadze zwłaszcza minione właśnie Święta Wielkanocne, tak bardzo różne od poprzednich Świąt, przez wielu spośród nas spędzone w odosobnieniu, niekiedy wręcz w samotności, a równocześnie wypełnione wielką modlitwą, która także dzięki pomocy mediów publicznych i społecznościowych mogła być modlitwą prawdziwie wspólnotową. Z wielką wdzięcznością myślimy dzisiaj o lekarzach, pielęgniarkach i całej służbie zdrowia, o wolontariuszach, o siostrach zakonnych, księżach i innych osobach, które w ostatnich zwłaszcza dniach zdecydowały się na pozostanie w izolacji wraz z chorymi, aby im po prostu służyć, o Caritas Polska, o służbach mundurowych, o rządzących naszym państwem, którzy w tych trudnych czasach nie szczędząc sił dźwigają odpowiedzialność za Polskę. Myślimy również z troską o tym wszystkim, co w najbliższej i dalszej przyszłości czeka naszą Ojczyznę. Wiemy przecież dobrze, jak wiele najrozmaitszych trudności i wyzwań piętrzy się jeszcze przed nami. Wiemy też, jak bardzo – przeżywając obecne trudne doświadczenia – sami musimy się wewnętrznie zmieniać, myśląc o zdrowiu i życiu innych ludzi, za których jesteśmy odpowiedzialni i którym winniśmy ofiarną miłość, począwszy od tych całkowicie niewinnych i bezbronnych dzieci, żyjących pod sercami swych matek. A równocześnie prosimy Miłosiernego Boga o jak najszybsze ustąpienie pandemii, a w krótszych perspektywach czasu – o to, by nas więcej niż obecnie mogło być razem w kościołach na Mszach świętych i innych nabożeństwach.

Przeżywając tak właśnie obecny czas, naszą historyczną pamięcią wracamy do doświadczeń pierwotnego Kościoła w Jerozolimie, o którym słyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu mszalnym. Chrześcijanie żyli tam autentyczną miłością miłosierną. Była ona konsekwencją okazanego im nieskończonego miłosierdzia przez Boga, który „wskrzesił z martwych” Swego Syna Jezusa Chrystusa (por. Dz 4, 10). Być może w niejednym sercu mogłaby się dziś pojawić małoduszna myśl, że pierwsi chrześcijanie reprezentowali sobą pewien ideał, który nie przystaje do naszego XXI wieku. Jednakże w tym samym momencie słyszymy – jak echo – odpowiedź, jakiej Chrystus udzielił Siostrze Faustynie: „Miłość Moja nikogo nie zwodzi” (Dzienniczek, 29). Bo przecież właśnie ona – miłosierna miłość – nigdy nie ustając (por. 1 Kor 13, 8), zwyciężyła i zwycięża świat (por. J 16, 33)! Dlatego też za św. Janem Pawłem Wielkim w Niedzielę Miłosierdzia Bożego 2020 roku z wielką ufnością prosimy Boga, aby światło Jego Miłosierdzia, rozjaśniało nasze ludzkie drogi w czasie, który w Swej niezmierzonej Opatrzności On sam nam dał. Amen.