A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra oraz do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, [które mówi], że On ma powstać z martwych (J 20,1–9).

Właściwie powinniśmy dzisiaj wszyscy pójść z procesją na cmentarz – do zmarłych. Procesja rezurekcyjna, która współcześnie przybrała formę trzykrotnego obejścia kościoła, miała kiedyś inny charakter. Jak to jeszcze czasami bywa, zmarłych grzebano niegdyś na placu przy kościele. Cmentarzy nie zakładano poza miejscowością, jak to jest dzisiaj w zwyczaju, lecz w samym centrum, dookoła kościoła. Sensem procesji rezurekcyjnej było ogłoszenie zmarłym leżącym w grobach, że Chrystus zmartwychwstał i ostatecznie zwyciężył śmierć. Dzięki temu zwycięstwu ich także czeka wyzwolenie. „Wielkie tam wesele mieli, gdy Zbawiciela ujrzeli, którego z dawna żądali” – śpiewamy w wielkanocnej pieśni o radości tych, których Chrystus wyprowadza z otchłani więzów śmierci do nowego życia.

W Muzeum Serbołużyckim w Budziszynie (niem. Bautzen) można zobaczyć fotografię tablicy, która umieszczona jest na bramie wejściowej cmentarza w Malschwitz. Na tablicy pochodzącej z roku 1788 – która jest jednym z najstarszych zabytków języka górnołużyckiego – znajduje się taki oto napis w dwóch językach, po łacinie i po górnołużycku: Fuimus – Erimus. Quales? My smy byli – Zaso budźemy. Kajcy? Po polsku napis ten brzmiałby: „Byliśmy – Będziemy. Jacy?”. Inskrypcja daje odpowiedź: Denuo extruct [De novo extructi] – „Ponownie stworzeni” (dosłownie: zbudowani). Ten napis to wyznanie wielkanocnej wiary, że do Zmartwychwstania przechodzi się przez cmentarz, do życia – przez bramę śmierci. Że czeka nas nowe stworzenie, „nowe zbudowanie”, choć jeszcze nie do końca wiemy, jak ono będzie wyglądać.

Zapisy ewangeliczne notujące wydarzenia, które miały miejsce po Zmartwychwstaniu Jezusa, to historia Jego nierozpoznawania: Maria Magdalena, która wzięła Go za ogrodnika; dwaj uczniowie idący do Emaus, których „oczy […] były jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali” (Łk 24,16); Tomasz, który musiał wkładać palce w Jezusowe rany, żeby uwierzyć; uczniowie nad Morzem Tyberiadzkim, którzy nie rozpoznali Jezusa, stojącego na brzegu. A kiedy ukaże się im w Wieczerniku, „zatrwożonym i wylękłym” uczniom będzie „zdawało się, że widzą ducha” (Łk 24,37).

Ten Jezus, który będzie się im ukazywał przez czterdzieści dni, jest jakiś inny od Tego, którego pamiętali sprzed ukrzyżowania. Tę inność św. Marek określi krótko, pisząc, że Jezus ukazał się uczniom „w innej postaci” (gr. en hetera morphe; Mk 16,12). Jezus jest ten sam, ale już nie taki sam. Owszem, ma ciało – co będzie im udowadniał, jedząc i pijąc wraz z nimi – ale było to już inne ciało, skoro stawał między nimi, „choć drzwi były zamknięte” (J 20,26). Ciało zmartwychwstałe to ciało uwielbione: wciąż materialne, a jednocześnie nic sobie nierobiące z praw fizyki. Jeszcze „na tym świecie”, choć już „nie z tego świata”. Jeszcze w jakimś sensie ziemskie, a już przecież pochodzące z królestwa niebieskiego. Trudno się dziwić apostołom i kobietom, że mieli trudności z Jego rozpoznaniem. To właśnie w takie ciał zmartwychwstanie wierzymy. W takich ciałach zmartwychwstaniemy – na nowo stworzonych, na nowo zbudowanych. Wtedy razem z Nim ukażemy się w chwale (por. Kol 3,4).

Kiedy mówimy o zmartwychwstaniu i czekającym nas życiu wiecznym, pojawia się słowo „nieśmiertelność”. Ale co to znaczy, że czeka nas nieśmiertelność? Że będziemy nieśmiertelni? Nieśmiertelność kojarzy się nam z wiecznością, a ta z kolei z czymś, co się nigdy nie skończy.

Ale jak sobie wyobrazić coś nieskończonego? Coś, co się ciągnie w nieskończoność, może nawet przerażać. Co znaczy nieśmiertelność, dobrze wyjaśnia św. Paweł w Liście do Rzymian w odniesieniu do Jezusa: „Chrystus, powstawszy z martwych, już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy” (Rz 6,9). Nieśmiertelność dotyczy nie tyle długości naszego życia po zmartwychwstaniu, ile jego jakości. To życie, nad którym śmierć nie będzie już miała władzy. To nie życie „nieśmiertelne”, lecz raczej – jak pisze Hans Urs von Balthasar – życie „bezśmiertne”. Takie jest życie zmartwychwstałego Jezusa i nasze takie będzie.

Pięknie to wyraża hymn kościelny Trisagion, czyli Święty, święty, święty, ale niestety nie po polsku, a po grecku czy w języku staro-cerkiewno-słowiańskim, gdzie Bóg jest nie tyle „nieśmiertelny”, ile właśnie bezsmiertnyj (gr. athanatos). Nasze życie przyszłe – to, które będzie naszym udziałem po zmartwychwstaniu – będzie życiem podobnym do boskiego: bez śmierci, bez umierania, bez martwoty, bez tego wszystkiego, co przynosi śmierć. Ono nie będzie już podlegało śmierci, nie będzie śmiercią dotknięte.

W życzeniach wielkanocnych, które dostałem, ktoś napisał, że „Jezus powstał nie tylko z grobu, ale z martwych”. Nigdy się nie zastanawiałem nad tą różnicą. Ale ona chyba rzeczywiście istnieje. Miała rację Magda Magdalena, że przecież „z grobu” mógł Jezusa ktoś „zabrać”. Przecież nie chodzi o miejsce, ale o stan. Jezus z-martwych-wstaje, to znaczy porzuca wszystko to, co naznaczone jest martwotą, śmiercią, zniszczeniem. Trudno się dziwić, że uczniowie „dotąd […] nie rozumieli jeszcze Pisma, [które mówi,] że On ma powstać z martwych” (J 20,9). Nikt nigdy jeszcze nie powstał „z martwych”, a o Łazarzu czy wskrzeszonej dziewczynce sam Jezus mówił, że śpią. Ich budził jak ze snu, On sam wstał „z martwych”.

We wspomnianym Budziszynie jest ulica, która po niemiecku nazywa się Osterweg, po górnołużycku Jutrowny puć, a po polsku – Wielkanocna Droga. Nie wiem, dlaczego tak się nazywa, prawdopodobnie dlatego, że tamtędy schodziła ze wzgórza zamkowego procesja wielkanocna. I nie wiem, dlaczego Wielkanoc to po górnołużycku Jutry. Być może moje skojarzenie nie jest nawet słuszne, ale trudno nie znaleźć konotacji z polskim słowem „jutro”. A „jutro” to nie tylko „dzień następujący po dzisiejszym”, ale przecież także – przynajmniej w staropolszczyźnie – „ranek, poranek” (stąd „jutrznia” jako modlitwa poranna czy „jutrzenka” jako gwiazda poranna). Wielkanoc zaczyna się o poranku, „wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno” (J 20,1), gdy – zanim wzejdzie Słońce – wstaje inna gwiazda, do której sam Jezus przyrównuje siebie w Apokalipsie: „Ja jestem […] Gwiazda świecąca, poranna” (Ap 22,16). To na nią czekamy: „aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach” – jak nas zachęca św. Piotr (2 P 1,19).

Dzisiaj zaczyna się nasza „wielkanocna droga”, przed nami przynajmniej pięćdziesiąt poranków, pięćdziesiąt jutrzenek, pięćdziesiąt jutrzejszych dni. Przynajmniej tyle, ale przecież – jak mówił Marcin Luter – Bei uns Christen ist alle Tage Ostern – „U nas, chrześcijan, Wielkanoc jest każdego dnia”. Przecież każdy dzień zaczyna się od jutra. To prawda, że „powstanie z martwych” i życie „bezśmiertne”, które są już udziałem Chrystusa, mamy jeszcze przed sobą. Stanie się to dopiero wtedy, gdy sami przejdziemy przez bramę śmierci i przez cmentarz. Ale przecież już teraz każdy z nas może choć trochę być człowiekiem wielkanocnym.

Wystarczająco dużo w nas przeróżnej martwoty, z której trzeba wstać. Choćby taka martwota nienawiści: politycznej, domowej, małżeńskiej, społecznej, rodzinnej, rasowej, a nawet religijnej. Z tego wszystkiego trzeba by z-martwych-wstać. Przekraczać siebie i hodowane w sercu zło – to przecież powstawać z martwych. I nie wolno z tym czekać, aż nadejdą „demony południa”, nie trzeba z tym zwlekać do wieczora. Jezus wstaje z grobu jeszcze przed świtem, gdy trwa noc. Niech w naszych sercach codziennie wschodzi gwiazda poranna, którą jest Jezus Zmartwychwstały, „zwycięzca śmierci, piekła i szatana”, a w ten sposób Wielkanoc naprawdę będzie każdego dnia.

ks. Andrzej Draguła, Słowo, które przenika, Wydawnictwo WAM, Kraków 2018